Bieszczadzka przygoda 2014

bieszczadyW dniach 19 – 23 maja 2014 roku klasy pierwsze gimnazjum oraz kilkanaścioro uczniów klas drugich wraz z opiekunami udały się na Zieloną Szkołę w Bieszczady. Okraszona ciepłym, górskim słońcem, śmiechem i miłymi wspomnieniami do tej pory gości w naszej pamięci i na pewno zostanie w niej jeszcze na bardzo długo.

Dzień pierwszy głównie spędziliśmy na długotrwałej podróży autobusem. Ale czymże byłaby taka jazda, gdyby nie wygłupy, rozmowy przez kilka godzin i oglądanie filmów.

Wymęczeni do granic możliwości zakwaterowaliśmy się w naszym nowym miejscu zamieszkania jęcząc i błagając o koniec dnia i szybki sen. Opiekunowie jednak bezlitośnie zabrali nas na pierwszą atrakcję Zielonej Szkoły, która jak się potem okazało była jedną z tych, która szczególnie nam się podobała. Podczas jazdy quadami dokładnie zgłębialiśmy tajniki ruchu przyspieszonego i składników błota, który oblepiał nas od stóp do głów. I wcale to nie jest metafora. Dosłownie, niektórzy mieli błoto w uszach.

Dzień drugi przeminął nam bardzo intensywnie. Piesza wędrówka na szczyt Połoniny Wetlińskiej skąpanej w gorących promieniach słonecznych sprawiał, że zmęczeni, zdyszani i oblani potem wróciliśmy do domu późnym popołudniem. Długą drogę, ból w nogach i pęcherze na palcach wynagrodziły nam jednak niesamowite widoki zapierające dech w piersiach oraz wieczorne ognisko, przy którym nasz przewodnik nie szczędził nam różnorakich żartów.

Dzień trzeci wymagał od każdego siły i wytrzymałości fizycznej, oraz logicznego myślenia i odnajdowania się w terenie wyłącznie z mapą i jak się okazało niedziałającą krótkofalówką. Tego dnia po raz kolejny poznawaliśmy skład błota, który tym razem sięgał ponad kolana. W bieszczadzkim błocie pozostawiliśmy po sobie parę butów, klapek i okulary przeciwsłoneczne. Będą mieli po nas pamiątkę. Atrakcjom jednak nie było końca, ponieważ na wieczór czekały na nas jeszcze zajęcia linowe, ścianka wspinaczkowa oraz bieg na dmuchanym torze czyli Bungee Run. Pas, który obejmował brzuch tak bardzo ściskał nas ciągnąc do tyłu, że czasem myśleliśmy iż nasz żołądek przemieszczał się lokując swój tymczasowy pobyt w gardle, ale było warto, dla emocji rywalizacji z partnerem.

Dzień czwarty zarezerwowany był dla zapory wodnej w Solinie. Ona także wywoływała zachwyt i utwierdzała nas w tym, dlaczego nazywają ją najpiękniejszą zaporą wodną Polski. Przeszliśmy też szkolenie bieszczadnika czyli przeciąganie liny, łucznictwo, rzut siekierką, bieg w workach i „widowiskowy” bieg na nartach. Dopiero później zorientowaliśmy się, dlaczego nazwano go widowiskowym.

Dzień piąty był pożegnaniem się z pięknymi Bieszczadami i nieuniknionym powrotem do domu. Nie obyło się jednak bez jeszcze jednej rozrywki w postaci spływu pontonem. Chłopcy oczywiście nie odpuścili sobie ochlapania części grupy lodowatą, rzeczną wodą. Kto by się tego spodziewał?

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w Sandomierzu, na smakowity obiad i przy okazji zwiedziliśmy rynek, który każdy bardzo dobrze znał z serialu Ojciec Mateusz. Nie obyło się bez pamiątkowych zdjęć i śmiechów. Podsumowując – Zielona Szkoła dla naszych klas minęła bardzo zabawnie, słonecznie i wyjątkowo błotnisto, jak nigdy w życiu. Myślę, że każdy kto tam był zapamięta te chwile na bardzo długo, szczególnie wieczór czwartego dnia. Kto wtajemniczony ten wie!

Kasia Drzewiecka, klasa Ib